Pieniądz Litzmannstadt Getto
PTN Łódź
W polityce hitlerowskich Niemiec, tworzenie zamkniętych, odizolowanych „dzielnicy żydowskich” (Judenviertel), było jednym z pierwszych ogniw procesu eksterminacji Żydów. Zabieg ten ułatwiał władzom kontrolę tej ludności i umożliwiał grabież jej własności i wykorzystywanie jako taniej siły roboczej dla machiny wojennej III Rzeszy. Wszystko w obrębie getta podporządkowane było tym celom – pieniądz, który jest tematem mojego wystąpienia, również.
Getta powstawały w okupowanej Polsce już na początku wojny – pierwszym, powstałym jeszcze w październiku 1939 roku było to utworzone w Piotrkowie Trybunalskim. W następnym roku wydzielono getta w największych polskich miastach, będących jednocześnie największymi skupiskami ludności żydowskiej w Polsce – mowa tutaj o Warszawie i Łodzi. Łódź jako ostatnie na wschodzie wielkie miasto „Kraju Warty” szczególnie wyróżniała się na tle innych ośrodków. Szacuje się, iż w maju 1939 roku na terenie całej III Rzeszy mieszkało około 331 tys. żydów z czego połowę tej liczby stanowiła ludność żydowska Berlina i Wiednia. Włączona do Rzeszy Łódź, w której przed wojną mieszkało 233 tysiące, była największym skupiskiem tej ludności od Renu aż po granice Generalnego Gubernatorstwa. W tym samym czasie 85 tysięcy niemieckich mieszkańców miasta stanowiło 11% populacji miasta. Nietrudno więc wyobrazić sobie jak ważnym czynnikiem w życiu miasta byli Żydzi.
W dniu 9 lutego 1940 roku w „Lodscher Zeitung” ukazało się zarządzenie Johanna Schäfera, prezydenta policji w Łodzi, mówiące o utworzeniu w mieście wydzielonej dzielnicy mieszkaniowej znajdującej się w północnej części Łodzi. Przesiedlenia rozpoczęły się trzy dni później a zakończyły się w połowie kwietnia tego roku. 30 kwietnia getto zostało zamknięte.
Niemcy wybrali najbardziej zaniedbaną, północną część miasta – Bałuty i Stare Miasto jako teren pod getto. Większość zabudowań tej dzielnicy stanowiły stare, zaniedbane, czy wręcz rozpadające się domy, często jeszcze drewniane. Nadmienić należy, że obszar ten nie był skanalizowany, co z jednej strony oznaczało fatalne warunki sanitarne, z drugiej, zapobiegało kontaktom z przyległymi do getta dzielnicami, jak to miało miejsce chociażby w Warszawie.
O tym jak bardzo zależało nazistom na szczelnym odizolowaniu ludności żydowskiej, świadczy również problem pieniądza obiegającego w gettcie. Z dniem 8 lipca 1940 roku w obiegu w obrębie getta przestała obowiązywać marka rzeszy. Wyjątkiem były monety o drobnych nominałach – do 50 fenigów, ale i one funkcjonować miały tylko do 1 marca 1942 r. Uwięziona ludność pod groźbą kar zmuszona została do wymiany dotychczasowej waluty na „pokwitowania marki” (Markquittungen).
Główne prace nad pierwszymi pieniędzmi Getta trwały w maju 1941 roku. Szóstego dnia tego miesiąca na jednym z posiedzeń Rumkowski powiedział: „Dla zaradzeniu katastrofalnemu brakowi pieniędzy w kasie gminnej otrzymał od władz propozycje by zatwierdził wewnętrzną walutę, jako wyłącznie i jedynie uprawniony środek płatniczy w Gecie. Obieg marek niemieckich miał zostać zakazany. Byłyby urządzone specjalne punkty wymiany marek niemieckich na getowe, natomiast przyjmowanie pieniędzy niemieckich przez wszystkie sklepy gminne miało być wstrzymane”. Podczas tych obrad zdecydowano również o sposobie wymiany marek niemieckich na planowaną „nową walutę. W tym samym czasie Friedrich Ubelhoer pracował nad legitymizacją wprowadzenia nowej waluty. W jednym z pism poinformował Bank Rzeszy, Ministerstwo Gospodarki Rzeszy i Ministerstwo Finansów o planowanym wprowadzeniu pieniądza w getcie, w celu ukrócenia nielegalnego handlu pomiędzy miastem a oddzieloną dzielnicą. Bank Rzeszy po korespondencji z burmistrzem Maderem udzielił zgody na emisję. Bank Rzeszy został przekonany argumentami, mówiącymi o nieoficjalnym charakterze pieniądza w getcie, pieniądza który nie miał pokrycia, nie mógł być stosowany poza jego obrębem i miał stracić ważność wraz z końcem istnienia getta. Wtedy też ustalono nominał, emitenta, szczegóły napisów jak i wiele innych szczegółów. Precedens jakim było wprowadzenie dla łódzkiego getta quittungen, został zaadoptowany później w Getcie w Teresinie. Gdzie styczniu 1943 pojawiły się banknoty o wartości 1,2,5,10,20,50 i 100-koron.
Drukowanie banknotów rozpoczęto 5 czerwca roku i trwało do 16 lipca 1940. Prace wykonywano w drukarni Zygmunta Manitiusa przy Ludendorffstrasse 87 (obecnie, jak i przed wojną ul. Żeromskiego).
Gdy banknoty były już druku 24 czerwca 1940 roku Rumkowski wydał wspomniane już wcześniej obwieszczenie nr 70. zakazujące posługiwania się markami Rzeszy od 8 lipca, zarówno przez pojedyncze osoby jak i instytucje czy sklepy. Dwa dni później uruchomiony został Bank Emisyjny, gdzie wymiana pieniędzy rozpoczęła się już dnia następnego. Przez pierwszy miesiąc do obiegu trafiły pokwitowania na prawie 1.500.000 marek. Kronika podaje, że w połowie maja następnego roku było już ok. 5.500.000 marek. Pieniądze te nie były jednak w wolnym obiegu, większość byłą tezauryzowana.
Bank emisyjny znajdował się na ulicy Marynarskiej 71, jego filia przy Limanowskiego 56. Dodatkowo od 12 sierpnia 1940 roku funkcjonował Bank Skupu Wartościowych Przedmiotów i Odzieży, który mieścił się przy ulicy Ciesielskiej 7 (dziś budynek Prokuratury Łódź – Bałuty) gdzie wcześniej przeniesiono ww oddziały. Oczywiście celem tej placówki było wyłowienie cenniejszych przedmiotów, które zabrali ze sobą przesiedleni Żydzi. O ile za drutem kolczastym funkcjonowały „rumki”, o tyle niemiecka administracja getta i kierujący nią Hans Biebow zarabiała na zrabowanym dobytku setki tysięcy niemieckich marek.
Ta pierwsza emisja nie była jedyną. Wzmianki o dodrukach znajdujemy m.in. w Kronice Getta Łódzkiego. I tak np. w Listopadzie 1943 zarządzony został druk banknotów o niskich nominałach – 1 i 2-markowych, jak i również 50-pfennigówek. Jeszcze w styczniu 1944 roku Kronika wspomina o wypuszczeniu przez Kasę Główną dużej partii banknotów dwudziestomarkowych. Chyba ta emisja wspomniana jest w Kronice jeszcze raz miesiąc później – kiedy to dowiadujemy się, że pustawą Kasę Główną zasilono banknotami o łącznej wartości 3,5 miliona marek. Wtedy też pokazano wzór pierwszej monety 10 markowej wykonanej w Wydziale Metalowym.
Omawiając temat pieniądza papierowego w getcie nie można nie wspomnieć o problemie fałszerstw. Na to zjawisko składają się zarówno kopie współczesne jak i z czasów funkcjonowania getta. W tym drugim przypadku mamy do czynienia z potwierdzonym w Kronice getta fałszerstwem partii banknotów 2 markowych. 14 czerwca 1941 roku Rumkowski wydał rozporządzenie nr 280, mówiące o unieważnieniu i wycofaniu z obiegów tych banknotów ze względu na znalezienie w Kasie Głównej dwóch egzemplarzy o takim samym numerze. Z początku, ze względu na bardzo wysoką jakość falsyfikatów, podejrzewano, że wykonywane są one poza gettem. Nikt bowiem nie spodziewał się, że w warunkach jakie panowały wówczas w domach, można było stworzyć taki banknot. Przeprowadzone śledztwo zaowocowało aresztowaniem Moszka Szymona Rauchwergera z wykształcenia litografa, który w swoim mieszkaniu przy Wawelskiej 27/4 wyrabiał banknoty. Większość z około 5.000 sztuk, do których sfałszowania się przyznał została wychwycona, a następnie by oznaczona pieczątką „ENNTWERTET” i perforowana. Co ciekawe z powodu „głodu drobnej waluty” jaki panował w getcie, banknoty te wypuszczono z powrotem w obieg. Zanotował to Jakub Poznański w swoim dzienniku: „Jeszcze jeden problem gnębi nasze „państwo” gettowe, a mianowicie brak pieniędzy w Kasie głównej. Była ona zmuszona puścić w obieg już wycofane z powodu użycia banknoty, również i te, które z powodu defektów w druku były przedziurawione, to znaczy skasowane, a nawet te dwumarkówki, które z powodu masowego ich podrabiania były dwa czy trzy lata temu wycofane z obieg”. Brak drobnej monety spowodował więc paradoksalną sytuację, w której legalny stał się pieniądz fałszywy.
Oprócz głodu fizycznego w getcie panował głód drobnego pieniądza. Pomocna w rozwiązaniu tego problemu okazała się poczta. Urząd pocztowy getta zwrócił się do Rumkowskiego z pytaniem czy może w okienkach poczty wydawać resztę w specjalnych bonach. 17 kwietnia 1942 roku ukazało się pisemne zezwolenie Przełożonego na wypuszczenie przez pocztę 10 fenigowych bonów. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, przez ponad miesiąc wydanych zostało bonów na kwotę 2.000 marek. Kronika Getta podaje również, iż Wydział Aprowizacyjny i Opałowy wypuściły swoje bony. Czytamy w niej dalej: „ Wypuszczenie tych bonów w dużym stopniu złagodziło perturbacje, wynikające wskutek kompletnego braku bilonu”. Bony pierwszej emisji występują w kilku typach, różni się wielkością liczby 10, poddrukiem – wszystkie mają datę 17 kwietnia 1942 roku. Druga emisja miała miejsce w maju 1944 roku i znana jest z dwóch odmian. Widnieje na nich data 15 maja 1944 roku. Także te bony doczekały się licznych fałszerstw.
W 1942 zdecydowano o emisji pierwszych monet. W Metalabteilung I (resort metalowym), który umiejscowiony był początkowo na Hohensteiner Strasse (ul. Zgierska) 56 następnie na Sonnleite 63 od 14 do 24 czerwca wybijano pierwsze monety 10 pfennigowe zaprojektowane przez niejakiego Tiefenbacha. Wybijane w stopie aluminiowo-magnezowym miały zostać wypuszczone na rynek w liczbie 700.000. Towarzyszyć im miało 400.000 monet pięciopfennigowych, których produkcja miała rozpocząć się tuż po zakończeniu pracy nad większą monetą, a do których stemple już istniały. Nigdy jednak to tego nie doszło. Autorzy Kroniki getta zauważyli „Wielkością i wzorem dziesięciofenigówki gettowe łudząco przypominają normalne” – i to właśnie przesądziło o losie tej pierwszej serii, bitej zaledwie przez 10 dni. Franquinet podaje emisję na 100.000 sztuk. Wydaje mi się ona zawyżona. Jeżeli wiemy że przez pierwsze 2 może 3 dni resort metalowy produkował ich około 500 a przez kolejne 8/7 około 900 (produkcja odbywała się w nocy – za dnia resort wykonywał swoją stałą pracę). To w najlepszym wypadku wybito jedynie 8.200 sztuk.
Bicie zaprzestano gdy Rumkowski wspomnianego 24 czerwca otrzymał pismo od Biebowa, w którym ocenia on krytycznie otrzymany 8 dni wcześniej egzemplarz. Biebow nie godził się na rozmiar monety – zbieżny z monetą Rzeszy, podobieństwa nie mogła wykazywać również liczba 10 na rewersie. Za niedopuszczalne uznał łączenie gwiazdy Dawida z „niemieckimi liśćmi dębu” na rewersie oraz kłosy wplecione w gwiazdę Dawida na awersie. List Bibowa kończy się poleceniem przekazywania mu rysunków monet przed ich produkcją, celem uniknięcia zbytecznej pracy. Rumkowski przesyła więc w lipcu lub sierpniu kolejny projekt, tym razem wykonany przez łódzkiego grawera Mordechaja Glezera. Projekt ten również zostaje odrzucony. W liście z 21 sierpnia Biełow pisze o „zbyt skomplikowanym rysunku” oraz o tym, że „Herb Żydów nie może znajdować się na monecie getta”.
Dopiero 13 października Biebow akceptuje kolejny z nadesłanych projektów. Ta nowa moneta zwana „mniejszą” (ze względu na różnice rozmiaru w stosunku do pierwszej) również wybita została z elektronu. Jej produkcja rozpocząć się miałaby 8 grudnia 1942 roku z czego już pierwszego dnia powstać miało 100.000 nowych monet a cały nakład przewidywano na milion sztuk. Wprowadzenie tej monety miało według autorów kroniki spowodować wycofanie z obiegu kwitów 10pfennigowych wydawanych przez pocztę i inne urzędy. Nie sądzę aby w pełni udało się wycofać z obiegu wcześniejsze kwitki. W tym świetle tym bardziej dziwi wspomniana emisja poczty z 1944 roku. Jednak los tych monet był równie smutny jak i banknotów, które miały zastąpić. Ze względu na łatwopalność elektronu używano ich pod koniec wojny jako podpałki.
Następne nominały monet pochodzą już z 1943 roku i wykonywane są już w nowej siedzibie Resortu Metalowego. I są to najbardziej znane numizmaty z getta zaprojektowane przez Pinkusa Szwarca, który wygrać miał specjalny konkurs. Przygotowaniem stempli zajął się wspomniany już Mordechaj Glazer. Jako pierwsze do obiegu trafiły monety 10 markowe, Informuje o tym Rumkowski w zawiadomieniu nr 405 z dnia 27 grudnia. Wiemy też, że emisja tych monet trwała jeszcze 8 stycznia kiedy to dziennie do obiegu trafiać miało 5.000 sztuk. Wśród tych monet wyróżnić można kilka typów, całość emisji (zarówno monet elektronowych jak i późniejszych) zamknąć miałaby się na 100.000 egzemplarzy. Kronika mówi o milionie – może chodzi o milion marek czyli 100.000 sztuk. Kolejne z monet wprowadzonych do obiegu to monety pięciomarkowe których liczbę podaję kronika na 600.000. Na tę liczbę składają się zarówno monety elektronowe jak i aluminiowe.
Ostatnią z monet – aluminiowe 20 marek wprowadzono 21 lipca 1944 czyli tuż przed zlikwidowaniem getta. Jej nakład Franquinet szacuje na około 600 sztuk. Są to wyłącznie monety aluminiowe.
Zróżnicowanie materiału monet spowodowane było specyficzną sytuacją w dostawach surowca a przez to w polityce menniczej. Ta druga była bowiem ściśle uzależniona od zasobów metalowych getta. W jednym z raportów niemiecki urzędników getta z dnia 20 lub 21 grudnia 1943 roku znajdujemy wzmiankę: „ W oddziale metalowym przy Hanseatenstrasse 73 (błąd urzędników powinno być 63) będzie kontynuowane bicie monety-10 markowej. Nie zostało określone, ile metalowych pieniędzy będzie wybitych. Na nasze pytanie, w jakiej ilości będzie bita moneta 10-markowa, kierownik głównej kasy, Ser, udzielił odpowiedzi nigdy niesłyszanej w urzędzie skarbowym: „zależy to od tego, ile blachy może nam dać Chimowicz (oddział metalowy)””. Zmiana surowca nie powodowała przy tym zmian w samym procesie bicia monet. Te same stemple używane mogły być do różnych surowców. Przyjmuje się jednak, że pierwszymi monetami były monety elektronowe. Aluminium pojawia się w późniejszych emisjach.
Oprócz monet używanych w getcie, badacze spotykają się również z egzemplarzami „kolekcjonerskimi”, których nie można nazwać zarówno obiegowymi jak i kolekcjonerskimi. Wiemy, że pod koniec lat 60 w zbiorach łódzkich kolekcjonerów znajdywały się monety srebrne wybijane stemplami z getta. Była to monety 10-fenigowa, 5- i 10-markowa. Numizmaty te należy traktować jako ciekawostkę – pamiątkę przeznaczoną dla urzędników czy wyższych oficerów Rzeszy. Taką samą rolę spełniała niewielka emisja 20 markówek, którą w 43 roku Rumkowski kazał wybić ze złotych dolarówek. Chyba podobnie traktować należy 50 markową monetę. Nigdy nie weszła do obiegu, ewentualne stemple i wprowadzenie tak grubej monety byłyby czymś co można dziś nazwać „wishful thinking” w warunkach upadającej gospodarki getta.
Wspomniane wcześniej fałszerstwo banknotu dwumarkowego jest zaledwie czubkiem góry lodowej, jaką jest problem falsyfikatów pieniądza getta. Guy Franquinet współautor niedawno wydanej w Polsce publikacji dotyczącej pieniądza w Getcie w wywiadzie w BN nr 4 z 2012, mówi o tym, że w ciągu 35 lat zajmowania się numizmatyką to właśnie wśród monet getta widział najwięcej falsyfikatów. Łódzcy numizmatycy zapewne pamiętają o „znalezisku” w Studium Filmów Fabularnych. Otóż w latach 60 podczas kręcenia tam filmu odkryć miano w rekwizytorni beczkę wypełnioną monetami 20-markowymi. Tak tłumaczono pojawianie się większej ilości monet na Czerwonym Rynku. Ta iście filmowa historia, z prawdą nie miała nic wspólnego – była jedynie zmyślną opowiastką próbująca legitymizować świeżo powstałe fałszerstwa. Fałszerstwa cechuje inna grubość monety, liczba ramion na gwiazdach Dawida umieszczonych w liniach obwodu, same linie oraz brak zabezpieczającego trójkąta na rewersie monety. Co ciekawe fałszerze nie spoczęli na laurach. Udoskonalali swoje wyroby, posiłkując się przy tym literaturą. Po tym jak w 1969 roku Bulkiewicz i Gupieniec opublikowali w BN omówienie typów fałszerstw, powstały odpowiednie monety uwzględniające detale zasugerowane przez ww. badaczy. S. Bulkiewicz z tymi samymi osobami wiąże fałszerstwa monet 5- i 10 markowych w aluminium. Monety te charakteryzował ostry rysunek, brak porów w metalu, który był jaśniejszy od oryginałów jak i różnice w rozmiarach liter czy cyfr w stosunku do oryginałów.
Likwidacja gett postanowiona została po konferencji w Wannsee 20 stycznia 1942 roku, kiedy to zapadły decyzje o sposobie wykonania „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. W 1943 przestały istnieć getta w Krakowie, Warszawie, Lwowie i Białymstoku. Getto w Łodzi zlikwidowano rok później. Ponurym, cynicznym chichotem historii jest problem numizmatyki getta. Pieniądza stworzonego po to aby wyniszczyć ekonomicznie ludność żydowską. Metalowe krążki i świstki papieru, które w czasach swojego obiegu były więcej warte niż ludzkie życie, będąc tym samym mniej warte od podstawowych środków do życia, po kilkudziesięciu latach warte są od kilkuset do kilkunastu/kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Artykuł zilustrowano dzięki uprzejmości Archiwum Państwowego w Łodzi, oraz Pana Jacka Sarosieka autora książki „Banknoty Getta łódzkiego 1940-1944”.
Piotr Komorowski